![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjS90lUI0lrFMNToS9oDVSkziGZ_NwWs9l8vUbhc4lyacaGgMPLwddcpsMCoXaCqWtausK1zwo6R8jA2lIK8nvBFTAa3Ad3bkNl83CzJ7O5RRjh3lHLawYJs6V-oRwTk6OEsfU4NCLRnFI/s1600/IMG_9142.jpg)
Małe szaleństwa. Nieracjonalne, często nielogiczne, jeszcze częściej nieekonomiczne. Ma je większość z nas i często wcale nie chce się ich pozbyć. No bo w sumie po co?
Zredukowałam swoją garderobę; wybrałam bazowe kolory i fasony, bo i w nich czuję się najlepiej. Dużą część wyprzedałam.
Na następny ogień poszły torebki, i tak mam swoje trzy ulubione, które noszę naprzemiennie.
Zrobiłam porządki w mieszkaniu, zbędne dupostojki, pierdostojki i kurzołapy poszły w części do piwnicy, a w części w świat cieszyć innych.
Dopadłam też kosmetyczkę i przeszło po niej tornado. Wyprzedałam cienie, zapasy podkładów, róże. Nie jestem w stanie wszystkiego przerobić, a i tak mam swoje ulubione.
Zostawiłam tylko… wszystkie pomadki i błyszczyki. Moje szaleństwo. Żadne porządki i czystki im niestraszne. Ktoś zapyta po co tyle tego, że przecież jak cieni nie jestem w stanie zużyć wszystkich. Pewnie tak. Zwłaszcza, że dochodzą nowe. No i co z tego. Moje szaleństwo, mój bzik.
A jak u Was? Jakie są Wasze szaleństwa?