
Przyznam się wam, że zawsze byłam zwolennikiem teorii, że nie ma co wracać podróżniczo dwa razy w to samo miejsce. Że jeszcze tyle świata jest do zobaczenia, że każdy powrót powoduje, że gdzieś indziej mogę nie dojechać, czegoś nie zobaczyć. I nie mam na myśli po prostu odhaczania kolejnych miejsc na mapie podróży. Po prostu podróżując mam świadomość, że totalnie wszystkiego i tak na pewno nie zobaczę, nie jestem rasowym podróżnikiem, nie mam takiej możliwości, i w sumie na ten moment również chęci, aby poświęcić się tylko podróżom. Z pracy też mam frajdę. Mam więc świadomość ograniczonego poznawania nowych miejsc. Co do zasady więc w te same miejsce nie wracam, ale jak zawsze... są wyjątki od zasad.