2016/12/02

ZWYCZAJE W KOMUNIKACJI MIEJSKIEJ


Mam ostatnio okazję sporo podróżować komunikacją miejską. I jak to zwykle w życiu bywa, ma to swoje plusy i minusy. Niewątpliwie plusy? Przede wszystkim nareszcie mam czas na czytanie książek. Na co dzień niestety często są inne obowiązki i sprawy zawsze ważniejsze, a tak skoro najbliższe 30 czy 40 minut spędzę w jednym miejscu to warto ten czas jakoś  z przyjemnością wykorzystać. Bardzo doceniam też ten komfort tak zwanego nic nierobienia. Ot można po prostu słuchać muzyki, obserwować miasto zza szyb, obserwować ludzi. Niestety jednak, tych plusów jest mniej niż minusów. Dlaczego?


Nie będę narzekała na tabor. Nie. W Gdańsku w tej kwestii dużo się zmieniło i na liniach, z których mam okazję korzystać, zarówno tramwaje jak i autobusy prezentują naprawdę przyjazny standard. W komunikacji miejskiej obserwuje się jednak kilka ciekawych zwyczajów.

Z pierwszym zmierzymy się już na wejściu. Podjeżdża tramwaj/autobus, jakkolwiek, chcemy wsiąść do środka i co? Przy wejściu stoi ściśnięty tłum ludzi, wygląda na to, że nie ma miejsca. Ale zaraz, przecież jak podjeżdżał to z całą pewnością było widać, że miejsce w środku jest. No i jest. Bo co się okazuje? Że miejsce jest w środku, a ścisk przy drzwiach. Tłum nie przesunie się ku środkowi żeby zrobić miejsce dla kolejnych wsiadających. Pewnie z obawy, że później nie dadzą sami rady wysiąść przeciskając się przez ten tłum. Ale nie, nic bardziej mylnego, bo gro z tych ludzi jedzie i jedzie dalej, i tramwaj/autobus robi się pustawy, a oni dalej robią ten sztuczny tłum przy drzwiach.

No nic tam, przecisnęliśmy się przez tłum do środka, słowa "przepraszam, przepraszam" jednak mają moc. Jest sporo miejsca. I nagle okazuje się, że są nawet miejsca siedzące. Kojarzycie te poczwórne siedzenia w komunikacji miejskiej? Te dwa obok siebie, naprzeciw dwóch kolejnych. Jak to się dzieje, że skrajne miejsca są zajmowane częściej niż te od okna, o co chodzi? Wiecie, zawsze mi się wydawało, że zajmujemy miejsce jak najgłębiej, tak aby kolejni mogli siąść bliżej i też skorzystać. No ale to mi się wydawało. Nic tam, trzeba się przecisnąć przez te dwie osoby, które siedzą na skrajnych i zająć to miejsce przy oknie. Siedzący z brzegu nie wstaną żeby łatwiej było przejść, obijemy im kolana, poszturchamy się, ale nie ruszą się.

A usiąść jednak warto. Jak my siądziemy to dla kolejnych wsiadających będzie więcej miejsca. A co mnie zaskakuje gro ludzi nie siada i tłok robi się jeszcze większy.
Chociaż na to akurat mam swoją teorię i jestem w stanie to sobie tłumaczyć. Bo to siadanie czasem też budzi mój niepokój... Tak, niepokój. Transportem publicznym jeżdżą różni ludzie, bardzo różni. I jak tak kiedyś byłam zmuszona wysiąść z tramwaju bo nie mogłam znieść zapachu, który po jednym pasażerze na gapę rozniósł się po całym wagonie, i zarejestrowałam, że wcześniej on też siedział na jednym z siedzeń, to nabrałam sporych wątpliwości co do higieny samego siadania po kimś.

No ale jeśli już siedzimy, i teraz na przykład siedzimy sobie na miejscu skrajnym. Autobus dopiero co ruszył z przystanku, a pasażer siedzący przy oknie już się podnosi do wysiadania. Serio? Dopiero przecież ruszyliśmy z poprzedniego przystanku, do kolejnego to jakieś dwie, trzy minuty, ale nie. On musi już wstać i przecisnąć się do drzwi Wierzcie mi, jak siedzę na miejscu skrajnym zawsze wstaję żeby osoba obok mogła swobodnie wysiąść. Ale jak wstać kiedy w autobusie ścisk, nie ma totalnie jak się przesunąć. Pozostali też nie mają jak przepuścić niecierpliwego do drzwi, ale ten walczy. Przepchnie się oczywiście, siłą naporu, ale po co to.
Siedzę czy stoję zawsze praktycznie do zahamowania pojazdu. I uwierzcie mi, nigdy mi się nie zdarzyło żebym nie zdążyła wysiąść. Czuję, że autobus czy tramwaj przyhamował i wtedy się podnoszę i przechodzę do drzwi.

No właśnie, doszliśmy do wyjścia. A tu już napierają wchodzący... Qrcze, przecież to takie proste - najpierw wychodzący, później wchodzący. Będzie więcej miejsca dla wchodzących.
Regularnie w takich sytuacjach zwracam uwagę i uwaga, tutaj tchnie optymizmem, zdarzało mi się nawet, że ludzie mówili, że faktycznie i przepraszali wycofując się. Jest nadzieja.


Dobra, podzielcie się Waszymi przypadkami.
A, jest jeszcze moja ulubiona sytuacja czyli "torba musi siedzieć" czyli siedzenie obok zajmuje torba/torebka współpasażera. I wiecie, jak nie ma ludzi i jest mnóstw wolnych miejsc to zupełnie nie robi nikomu różnicy, nie ma co popadać w paranoję, ale jak przy porannych kursach gdy tłok jak diabli ktoś zajmuje skrajne miejsce, a od okna sadza swoją torbę...