2014/09/19

MÓJ PRZYJACIELU

Pięknie jest żyć_moje_koty

Kocham podróże, uwielbiam dobre kosmetyki, ładną biżuterię, porządne ubrania, kuchnię wege, słońce... i koty uwielbiam!
Moje koty przewijały się na blogu parę razy, zdecydowanie szerzej dokumentuję ich życie na Instagramie. Dziś jednak dla odmiany i tutaj, w końcu to z nimi m.in. spędzam najwięcej czasu. Skąd się wzięły w moim życiu, jakie są, jak się żyje z kotem/kotami? Poznajmy się bliżej :)


Pięknie jest żyć_moje_koty

Maja pojawiła się w moim życiu we wrześniu 2008 roku. Jest moim pierwszym kotem, na którego zdecydowałam się już na własnym mieszkaniu. Miała być małym kociakiem, koniecznie białym lub rudym bo taki mi się marzył. Jaka jest każdy widzi ;) Maja, jako bezdomniak, została zgarnięta przez służby z jednej z głównych ulic w Gdańsku jako kilkutygodniowy kociak i odstawiona do schroniska Promyk w Gdańsku. Stamtąd po paru miesiącach zabrałam ją ja. Coś jest w powiedzeniu, że to kot wybiera sobie człowieka. Jak napisałam, pojechałam po białego lub rudego, ale to Maja po wejściu do pomieszczenia wskoczyła na ręce. I tak już została... Jest kotem idealnym. Kocha wszystko i wszystkich, czeka przy drzwiach na mój powrót, nie boi się obcych, nie jest wymagająca jeśli chodzi o jedzenie, nie broi. Jakbym miała ją opisać, powiedziałabym, że to radosny, towarzyski kot. Ale ma i charakter, obcinania pazurków czy czesania futra nie znosi. Z tym, że ja również do słabych nie należę także trafił swój na swego ;)


Tak w ogóle przez tyle lat życia z kotami, wbrew obiegowej opinii, nie zanotowałam w domu większych zniszczeń. Straciłam raptem jeden wazon, ale i tak doszłam do wniosku, że to moja wina bo po prostu ustawiłam go na ścieżce biegowej ;) W zachowaniu zwierząt nie ma celowości, kot nie knuje jak człowiek "a, zrobię tak i tak to go zaboli", nie. Ot, po prostu biegł, a wazon stanął mu na drodze ;) Zdarza się, rzecz nabyta.

Pięknie jest żyć_moje_koty


Pięknie jest żyć_moje_koty

Bunio, Bunioś, Burasek, Bura pierdołka. Po jakiś trzech miesiącach życia z Mają doszłam do wniosku, że przydałby się jej jakiś towarzysz z jej gatunku, zwłaszcza, że sporo godzin spędzała sama gdy byłam w pracy. A skoro Maja jest ze schroniska w Gdańsku, to w ramach propagowania przyjaźni między Gdańskiem, a Gdynią, po kolejnego kota pojechałam do schroniska Ciapkowo w Gdyni. Bunio został wraz z matką i rodzeństwem podrzucony do schroniska w reklamówce, którą zawieszono na płocie... Adoptowany przeze mnie jako kilkutygodniowy kociak, świeżo odstawiony od matki, jest ze mną od listopada 2008 roku. Buniaczek jest bardzo lękliwy, boi się wszystkiego i wszystkich. Gdy po jakiś dwóch dwóch latach mieszkania razem przeprowadziłam się z nimi na obecne mieszkanie, do mojego Pawła, przez dobre dwa lata kulił się jak Paweł chciał go głaskać... Teoretycznie ma objawy kota, którego ktoś skrzywdził, ale praktycznie nie było takiej możliwości. Odstawiony w schronisku od matki, został od razu zabrany przeze mnie. To kot jednego właściciela, czyli mój :) Bunio jest też kotem, który mruczy najgłośniej na świecie, gdy rozmawiam przez telefon i jednocześnie zajmuję się nim, osoba po drugiej stronie telefonu będzie słyszeć jego mruczenie :) Jest jednocześnie ucieleśnieniem niewinności i braku jakiejkolwiek agresji, to kot, który nigdy nie wystawił pazurków. Mało tego, jak pazurki mu obcinam to siedzi grzecznie, a ja biorę jego łapkę i robię co trzeba. Z Mają już niestety, jak wspomniałam, to nie jest taka prosta operacja ;) Nie jest też kotem nachalnym, Bunio z ochotą przyjmie gdy go głaszczę, ale sam nie przyjdzie się prosić ;)


Samo dokoptowanie Bunia do Mai odbyło się totalnie bezproblemowo, mało tego, Maja przejęła dla niego funkcję matki, a obserwowanie ich śpiących razem było urocze. Dziś już co prawda nie są ze sobą tak blisko, ale nadal żyją w przyjaźni. 
 

Pięknie jest żyć_moje_koty

Misia pojawiła się u mnie jako taki w pełni świadomy kot. Adoptowana ze schroniska w Sopocie w kwietniu tego roku. Ma 12 lat, do schroniska trafiła mając lat 10, po śmierci poprzedniego opiekuna. Dlaczego napisałam "świadomy kot"? Maja i Bunio to były takie koty dla mnie, bo lubiłam koty, bo chciałam mieć koty. I dobrze nam się tak razem żyło. Aż zaczęły pojawiać się myśli, że skoro spokojnie dajemy sobie radę z dwójką, ogarniamy je jeśli chodzi o opiekę i finanse, to dlaczego nie przygarnąć jeszcze jednego i pomóc mu tym samym. Kot specjalnie miejsca nie zajmuje; ci co koty mają wiedzą, że one i tak najczęściej zajmują powierzchnię, z której człowiek nie korzysta ;) Stwierdziłam, że chcę pomóc. I to pomóc takiemu, który ma najmniejsze szanse na dom, starszemu, kalekiemu, takiemu którego nikt nie chce, a który przecież też chciałby mieć dom. Zupełnie inaczej niż kiedyś z Mają i Buniem... Tym razem nawet kolor futerka nie miał znaczenia, no bo i po co. Z takim nastawieniem pojechałam do schroniska w Sopocie i wróciłam z Misią.


Od tej pory jest ich troje. Różnie było na początku, Bunio potrzebował trochę czasu żeby pogodzić się z nową sytuacją. Bo paradoksalnie, mimo, że to on był w tym domu od zawsze, okazało się, że Misia go zdominowała. Dziś jest już dużo lepiej, a i Bunio porusza się już po domu swobodnie. Nie śpią może koło siebie na kanapie, ale doszły do etapu tolerancji ;)


Misia niestety cały czas ma objawy kota, który trochę czasu spędził w schronisku. Na jedzenie wręcz się rzuca co jest i przerażającym i smutnym widokiem. Jest najstarsza z tej trójki i jednocześnie najmniejsza, ma nacięte uszko po zabiegi sterylizacji, zakrzywiony ogonek (najprawdopodobniej po złamaniu) i pozakrzywiane łapki. Jednocześnie jest wielką, wielką przylepą, uwielbia kłaść się na człowieku i spać. A tego człowieka przez ostatnie lata bardzo jej musiało brakować... Schronisko to niestety nie sanatorium jak się niektórym wydaje :(


Decyzja o adopcji Misi jako trzeciego kota była też bardzo, bardzo przemyślana.  Włącznie z przegadaniem z Pawłem czy jeśli odpukać, kiedykolwiek coś mi się stanie, będzie w stanie zająć się trójką kotów. Bo nie sztuka dać zwierzęciu dom, sztuka aby dać mu ten dom do końca jego dni. Nie wyobrażam sobie żeby kiedykolwiek któreś z nich miało ten dom stracić. Obiecał, że się nimi zajmie... A jak ja jestem, to one tam gdzie ja. I jakkolwiek jeszcze życie nie miałoby mi się potoczyć, to one będę ze mną. Także Mamo, wiem, że to czytasz, wiesz, że jeśli kiedykolwiek wrócę by znów zamieszkać w moim pokoju, to wracam razem z tą trójką :))


No a teraz Wy pochwalcie się swoim zwierzyńcem, jest nas tu więcej? :)

Kasia