2018/02/13

PODSUMOWANIE TYGODNIA 02/2018



05.02.2018 PONIEDZIAŁEK

Boszszsz, jak ja kiedyś nie lubiłam poniedziałków. 




Teraz jest to dla mnie dzień jak każdy inny.
I wiecie co się okazało, to nie z poniedziałkiem było coś nie tak, ja po prostu nie lubiłam swojej pracy.

06.02.2018 WTOREK

Jakże przyjemnie robi się coś, w sensie pracuje, z myślą, że za chwilę czeka człowieka coś ekstra. Bo już za kilka dni lecę na mini urlop. Tym razem Norwegia i Tromso. 
Miałam już raz przyjemność być w Norwegii, w Alesund, i byłam oczarowana tym jak naturalnie piękne jest to miejsce. Liczę na minimum tyle samo zachwytów.

07.02.2018 ŚRODA

Dzień lenia. Nie robić nic. Kiedyś miałam wyrzuty jeśli danego dnia nie zrobiłam nic produktywnego. No bo przecież trzeba pracować, działać, iść do przodu. Ostatnio chyba łapię jednak dystans. Wolny czas też się należy. Jeśli nic nie goni, to wolno mi nie robić nic skoro mój organizm się tego dopomina, a ja mogę sobie na to pozwolić.

08.02.2018 CZWARTEK

Tłusty czwartek, dziś jestem pączkiem. Oczywiście, że nie mogłam sobie odmówić. Z wiekiem człowiek staje się świadomy swoich ułomności, i tak jak na przykład jestem świadoma, że jestem łakoma.

09.02.2018 PIĄTEK

Lubię to co robię. Dziś przyjęłam Gości z Hiszpanii, Finlandii, Wielkiej Brytanii i Polski. Świat się kurczy.
A dla mnie to przy okazji świetna szkoła języka. Nareszcie na co dzień mam kontakt z angielskim, i codziennie przełamuję barierę w mówieniu. Bo jaki jest najlepszy sposób nauki języka obcego? Konieczność mówienia w nim. Choćbym nie wiem jak się krępowała, że akcent nie ten, że może niepoprawnie złożę zdanie, muszę mówić. I mówię. I z każdym razem jest lepiej i swobodniej.

10.02.2018 SOBOTA 

Jestem w Norwegii. I stąd sobie piszę.
Pierwszy wniosek. Podróże to cudowna lekcja życia. Jestem tu raptem kilka godzin i już pozbyłam się kilku stereotypów na temat Norwegii Północnej, którymi do tej pory żyłam. Gdybym tutaj nie przyleciała to pewnie nadal żyłabym w niewiedzy albo w błędzie.

11.02.2018 NIEDZIELA

Wiecie co sobie myślałam przed przylotem tutaj? Że Tromso to taka malutka mieścina gdzieś na dalekiej północy, no bo przecież za kołem podbiegunowym. Gdzie chłód, mrok i brak ludzi na ulicach, no bo kto by chodził w takim klimacie po ulicach. 
Wstyd.
To miasto żyje jak każde inne. Tu na plaży miejskiej stoją publiczne stanowiska do grilla, tutaj cały czas działają ogródki przy lokalach (!), w ogrodach mieszkańcy mają trampoliny, a na tarasach stoją stoliki i krzesła. To tutaj życia poza domem jest więcej niż w Polsce zimą.

Podróże kształcą - jakże to prawdziwe.