2016/10/11

KIM BYŁAM I CO ROBIŁAM CZYLI #MyFirst7Jobs


Jak tak sobie dobrze liczę, to na rynku pracy jestem już od jakiś… wow, 15 lat. Zaczynałam nie mając jeszcze skończonych lat 18. No dobra, teraz przy okazji wyda się ile lat mam obecnie ;) Tak, już tyle.
Tylko tyle albo, aż tyle. Zawsze mi się wydawało, że jak będę po trzydziestce to już będę taka poważna, ułożona, a tu wręcz przeciwnie. Często mam wrażenie, że z wiekiem to mi przybywa, ale raczej luzu, dystansu i tak zwanego "tumiwisizmu" - pojęcie powstałe od hasła "wisi mi to" :) Bo z wiekiem to do coraz większej ilości spraw zaczynam podchodzić w ten sposób.
Ale wróć, miało być o rynku pracy.

Krążą tu sobie po sieci różnego rodzaju tagi, bardziej albo mniej fajne. Ten akurat jest fajny, przynajmniej w mojej ocenie stąd dziś pokażę Wam co w życiu robiłam żeby trochę sobie dorobić, a później już zarobić.

Ręka w górę kto pamięta hipermarket HIT, (to z niego powstało w późniejszym czasie Tesco).? HIT na zawsze pozostanie w mojej pamięci jako pierwszy pracodawca. Nie bezpośredni bo to jeszcze było zatrudnienie przez agencję pracy tymczasowej, które jak widzę świetnie się mają na rynku do dzisiaj, ale jednak. Nie miałam wtedy jeszcze nawet dowodu osobistego, ale za to bardzo chciałam zacząć zarabiać własne pieniądze.
Co tam robiłam? Ano miałam trzy specjalizacje; wykładanie towaru na półki, nocne inwentaryzacje oraz wydawanie plakietek z ilością sztuk towaru wnoszonych przez klientów do przymierzalni. 
Z tego wszystkiego to ja najbardziej lubiłam inwenturę. Najczęściej była w weekendy więc zarwanie nocy nie było specjalnym problemem bo kolejnego dnia nie było trzeba iść do szkoły, drugie, że na nockach człowiek miał święty spokój bo nie było klientów… Po dziś dzień uważam, że praca z klientem to trudna praca.
Inwentaryzacja polegała na tym, że po prostu zliczaliśmy ilości sztuk poszczególnych towarów. Nic skomplikowanego, a zawsze grosz do uczniowskiej kieszeni spłynął. Samo wykładanie towaru na półki też nie było wcale takie najgorsze, ale to już najczęściej odbywało się w dzień gdy sklep normalnie przyjmował klientów więc trzeba się było liczyć z różnymi pytaniami i sytuacjami z tym związanymi. Moją porażką zaś było pilnowanie przymierzalni. Nie znosiłam tego i długo nie wytrwałam. Do dziś pamiętam, że należało zwrócić klientowi uwagę, że ma nie zabierać koszyka z zakupami do przymierzalni, policzyć ile sztuk towaru wnosi, ewentualnie zwrócić uwagę, że za dużo i przy wyjściu skontrolować ilość ponownie. Przerosło mnie to, nuda niesamowita i te utarczki słowne z klientami…

Ale tak to minął mi czas szkolny bo powyższe to jeszcze czas nauki w liceum. Później zaś przyszedł czas wyprowadzki z domu rodzinnego i wyjazdu na studia. Oczywiście jakieś tam pieniądze od rodziców na utrzymanie dostawałam, jak dobrze pamiętam chyba od II roku miałam też stypendium, ale że ja zawsze pieniądze bardzo lubiłam to już od samego początku studiów szukałam sobie pracy, która pozwoliłaby mi dorobić.

I tak trafiłam do Sephory jako animatorka marki własnej. Po dziś dzień mówię, że nigdy nie wychodziłam z pracy tak pachnąca jak wtedy :) Poza tym nie oszukujmy się, Sephora to dla mnie wtedy była jeszcze świątynia, tyle pięknych rzeczy, do których wcześniej nie miałam dostępu. Jak małpa w gaju. Po tej pracy został mi jednak brak zaufania do pracowników, co zresztą nie raz nawet teraz mi się potwierdza… Nie zawsze, ale jednak, proponowane jest nam to, co akurat dla nas, naszej cery byłoby najlepsze. Ot uroki sprzedaży ;)

Po drodze były jeszcze ankiety dla jednego z instytutów badawczych. Dla mnie naturalna ścieżka bo studiowałam socjologię więc poniekąd po linii zawodowej. W zawodzie jednak nigdy później już nie pracowałam, ale to już temat na zupełnie inną historię.

Pracowałam za to również… na telefonie. Pewnie wielu z Was ma podobne doświadczenie bo to swego czasu była bardzo popularna forma zarobkowania. Ja akurat byłam na całkiem przyjemnym projekcie, który dziś już niespecjalnie miałby rację bytu tj. biuro numerów. Przyznać się, kto pamięta biuro numerów Telekomunikacji Polskiej? Jeśli kiedyś korzystaliście szukając numeru telefonu do znajomych czy rodziny, to jest szansa, że ja telefon odebrałam. Pamiętam jeszcze powitanie, które mieliśmy w skrypcie "Dzień dobry 118 913 Katarzyna, w czym mogę pomóc?"
Tam to się działo :) Dzwoniący często nie mogli zrozumieć, że biura numerów zostały scentralizowane i osoba dzwoniąca z Bydgoszczy wdzwania się do Gdańska. Tym samym często oczekiwali znalezienia numeru do mechanika, który mieści się obok tego dużego sklepu za ulicą Fordońską, no i jak ja mogę nie wiedzieć gdzie to jest i na jakiej ulicy. Jeszcze inna historia to nocki. No bo gdzie można szukać numeru telefonu o 1 czy 2 w nocy w sobotę :)

Szybko też nauczyłam się, że pieniądz robi pieniądz. Że pieniądze to niekoniecznie trzeba od razu wydawać, ale warto również inwestować i zarabiać na nich kolejne. Około 2008 roku powstał serwis kokos.pl. Ktoś kojarzy? Najogólniej mówiąc jest to serwis pożyczkowy. Ja akurat nigdy pożyczek tam nie brałam, wręcz odwrotnie, to ja pieniądze pożyczałam. Bo kokos skupia dwie strony transakcji, pożyczkobiorców i pożyczkodawców. Ja zarabiałam na % od pożyczanych środków :)

Ogromną rolę jednak w moim zawodowym życiu odegrała praca na telefonie. I jakkolwiek banalnie jej byśmy nie traktowali, to jedno, że mnie maksymalnie zahartowała w relacjach z klientami, to drugie, że stała się dla mnie trampoliną dalej. I na własnym przykładzie będę zawsze powtarzać, że chcieć to móc, i że człowiek zdeterminowany jest w stanie osiągnąć swoje cele.
 

Bezpośrednio z Telekomunikacji Polskiej przeszłam do ówczesnego GE Money Bank. Ponownie do pracy na telefonie bo co można zaoferować osobie, która jeszcze studiowała, byłam wtedy na IV roku studiów dziennych i poza pracą na telefonie nie miała specjalnie doświadczenia? Od czegoś jednak się zaczyna i rozbraja mnie często roszczeniowa postawa obecnych młodych osób, które na dzień dobry oczekiwałyby stanowiska mocno specjalistycznego i przynajmniej 3000 zł na rękę. Ja wiem, że czasy były inne, że inna wartość pieniądza i inne ceny, ale jednak. W Telekomunikacji zarabiałam 600 zł msc. Jak ja za to plus za drobne od rodziców żyłam, nie mam pojęcia teraz. Ale się dało! 
Bo po tych schodach to najpierw trzeba wejść, winda jeździ tam bardzo rzadko. 

W GE Money Bank trafiłam do windykacji. W życiu bym nie pomyślała, ja? Taka spokojna, ugodowa ówcześnie? A jednak. Nie macie pojęcia jak ta praca mnie zahartowała. Ale uważam to za ogromny plus. Co prawda nadal łatwo się wzruszam, ale już tak łatwo we wszystko nie uwierzę. Ile ja się nasłuchałam ckliwych historii, oczywiście, że często prawdziwych i mocnych bo różnie się w życiu toczy, ale wierzcie mi, że również tyle kłamstwa i zwyczajnego cwaniactwa to już później nie słyszałam.

Praca na telefonie ma jednak jeden minus. To tak zwana przeze mnie praca na długość kabla od telefonu, do tego praca bardzo monotonna. Paradoksalnie te wszystkie rozmowy są do siebie strasznie podobne.
Wtedy już wiedziałam, że to nie jest moje miejsce. Bo ja na miejscu nie potrafię długo usiedzieć i bardzo szybko się nudzę.
I tutaj muszę powiedzieć coś co niekoniecznie dziś jest popularne, mianowicie: praca w korpo może być fajna. A wiecie dlaczego? Bo korporacje to ogromne możliwości. I tak jak napisałam wyżej, przy dużym samozaparciu, umiejętnościach i pewnie znalezieniu się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie, można przechodzić poszczególne szczeble.
Wiecie na czym ja wypłynęłam? Na zgłaszaniu inicjatyw. Bo gdzieś tam w tej codziennej, nużącej jednak pracy szukałam możliwych usprawnień procesu, i zgłaszałam je. Dostałam w końcu swoją szansę.

Skracając teraz na potrzeby tego wpisu całą tą ścieżkę, ostatecznie zmieniłam stanowisko na Specjalistę ds. zarządzania projektami. I to był jeden z momentów przełomowych. Pozostając jeszcze w strukturach GE wskoczyłam na kolejny stopień i awansowałam na Kierownika projektu.
Prowadziłam projekty zarówno systemowe jak i procesowe. W mojej ocenie kierownik projektu to taki trochę człowiek do wynajęcia bo pracujemy w różnych obszarach, nie zawsze bliskich nam merytorycznie, ale od tego mamy zespół specjalistów, my zaś mamy wiedzę jak to wszystko spiąć w całość żeby dowieźć cel w określonym terminie i budżecie.

Z GE Money Banku ostatecznie odeszłam po fuzji z Bankiem BPH, ale po dziś dzień ogromnie doceniam ta firmę za wiedzę i doświadczenie, które mi dała. Dzięki temu płynnie przeszłam do pracy w Enovatis, to akurat spółka, którą pewnie doskonale znacie pod nazwą ich portalu tj. chociażby wakacje.pl, gdzie nadal pracowałam jako Kierownik projektów. Bardzo dobrze wspominam ten czas, to właśnie wtedy zrodziła się moja pasja do podróży i za to już na zawsze będę wdzięczna. Znaleźć swoją pasję w pracy? Wow.
Po Enovatis był jeszcze chociażby TZ SKOK, nadal na stanowisku Kierownika projektu, ale już w zupełnie innej branży i innym otoczeniu biznesowym. 

Dziś jestem w jeszcze innym miejscu, stety niestety już nie w obszarze zarządzania projektami bo obecnie zajmuję kierownicze stanowisko w jednej z dużych spółek, w obszarze sprzedaży. O tym też Wam swego czasu opowiem bo mam nawet zaplanowany wpis, ale to jeszcze nie teraz.


Każda praca była mi potrzebna, każdą na swój sposób doceniam. Wiem też, że nic nie ma na zawsze i obecne miejsce wcale nie musi być tym, w którym będę choćby za rok czasu. Tym bardziej należy cały czas się uczyć i wyciągać z tego co mamy jak najwięcej, wiedzy, kontaktów. Bo to naprawdę procentuje.
Wiem też, że praca jest. Nie zawsze może taka jakiej byśmy na początku oczekiwali, ale od czegoś trzeba zacząć i walczyć o więcej. Nie zawsze będzie lekko, mi też lekko nie było jak swego czasu windykowani klienci grozili mi, że jeszcze mnie znajdą… Ale jeszcze na szczęście nie znaleźli ;)

Dobra, koniec o mnie. Dajcie znać jakie Wy prace wykonywaliście, od czego zaczynaliście?