Pomadki to jedyny typ produktu w mojej kosmetyczce, których ilości przeczą logice i zdrowemu rozsądkowi. Od dłuższego już czasu moje kosmetyczne zakupy są dużo bardziej rozważne i staram się kupować tylko to czego potrzebuję, i to co będę w stanie zużyć. Jednak oprócz pomadek właśnie. To mój mały bzik i nie planuję nic z nim robić. Z dwojga złego lepiej, że poszłam w pomadki właśnie, a nie w buty czy torebki, zawsze to taniej.
Pierwszy raz z nową linią pomadek Diora spotkałam się u naszej niezawodnej, blogowej Marti, o TUTAJ. Przeczytałam o nowej jakości matu, o niesamowitej pigmentacji i przepadłam. Uwielbiam matowe pomadki, ale muszę być z nimi bardzo ostrożna ponieważ często przesuszają mi usta, a dodatkowo biorąc pod uwagę ich wąski kontur, nie służy mi to wybitnie.
Szukając jednak po sieci pierwszych opinii przeczytałam, że ten mat to nie mat, że mimo matowego wykończenia na ustach, pomadka jest kremowa w użyciu. Hmmm, zabrzmiało intrygująco. Musiałam sprawdzić osobiście.
I tak ze sklepu wyszłam z odcieniem 772 czyli Classic Matte.
772 to faktycznie maksymalnie klasyczny odcień w wykończeniu matowym. Kolor bardzo bezpieczny i neutralny.
Co jednak najważniejsze jeśli chodzi o sam mat. Prawdą jest, że pomadka jest kremowa w użyciu, aplikuje się bez problemu, łatwo sunie po ustach, a po aplikacji pozostawia matowe wykończenie. Cuda!
Nie przesusza ust. Pigmentacja jest faktycznie najwyższej klasy, nie ma konieczności wielokrotnych poprawek. Trwałość? Super! Spokojnie można w międzyczasie pić czy zjeść lekki posiłek. A jak już zacznie schodzić, to będzie działo się to równomiernie.
Bardzo polecam sprawdzić osobiście nową linię pomadek Rouge Dior. A te z Was, które lubią maty, koniecznie niech sprawdzą właśnie 772. Myślę, że może się Wam spodobać.
Bardzo lubię ten odcień i odkąd go kupiłam zagościł w mojej podręcznej kosmetyczce jako kolor, który przyda się zawsze i wszędzie.
