2015/04/17

KILKA SŁÓW O SZTUCE WYSTĄPIEŃ PUBLICZNYCH. MOJE DOŚWIADCZENIA.



Może nie czuję się jak przysłowiowa ryba w wodzie gdy przyjdzie mi występować publicznie, wymieniłabym pewnie kilkanaście bardziej przyjemnych dla mnie sytuacji, ale też nie jest to dla mnie jakiś specjalny powód do stresu. Ot, jest zadanie do wykonania. Nie spinam się, wychodzę żeby zaprezentować to co mam do zaprezentowania, i powiedzieć to co jest do powiedzenia.. 
I myślę sobie, że przez ten czas, głównie lata mojego życia zawodowego, wypracowałam sobie kilka nawyków, które pozwalają mi przechodzić nad tego rodzaju sytuacjami do porządku dziennego.

1. Przede wszystkim dobrze pamiętać, że tam obok, na sali, audytorium, za stołem też są ludzie. Oni też mają lepsze i gorsze dni. Też boli ich głowa, są zmęczeni, śmieją się i płaczą. 
I tak, tak, z toalety też korzystają, katar też mają, w brzuchu im burczy i jeszcze inne mniej lub bardziej fizjologiczne czynności są ich udziałem. Mogą mieć mniejszą lub większą wiedzę, w zależności od sytuacji, w której występujemy, ale cały czas są ludźmi tak jak my.

2. Może to banał, ale jednak nie każdy o tym pamięta. Warto być wygodnie ubranym. Nie wyobrażam sobie nic gorszego niż zastanawianie się podczas prezentacji czy nie rozchodzi mi się na biuście guzik w koszuli, czy nie poszło oczko w rajstopach albo czy za chwilę się nie poślizgnę bo mam tak mało praktyczne szpilki. Musi być wygodnie i atrakcyjnie. Ale uwaga, nie atrakcyjnie dla publiki (no chyba, że to będzie show nt. naszego wyglądu), ale atrakcyjnie dla występującego. Ideałem jest czuć się jak milion dolarów, bo ta pewność siebie emanuje. I duża szansa, że nawet jak popełnimy jakiś błąd merytoryczny w tym co mówimy, to nikt nie zdąży się zorientować bo powiemy to tak pewnie, że zabrzmi jak oczywista, oczywistość.

3. Sytuacja idealna - wiedzieć o czym się będzie mówić. Być specjalistą w swej dziedzinie. Bardzo lekko opowiada mi się o tym czym zajmuję się na co dzień, bo na tym się znam. A jeśli się nie znam, to warto jednak przygotować się merytorycznie, tak żeby nie dokładać sobie stresu, że padnie pytanie, na które nie będziemy znali odpowiedzi lub też utkniemy w pewnym momencie nie potrafiąc powiązać faktów w swojej własnej prezentacji.

4. A jeśli już zdarzy nam się nie wiedzieć o czym mamy w ogóle mówić... to nie przyznawać się do braku wiedzy. Mówić, mówić, mówić i nie okazywać strachu. Zagadać publiczność. Być tak pewnym w swej wypowiedzi aby słuchającym nie przyszło do głowy, że nie wiemy o czym mówimy. Z doświadczenia wiem, że jest to możliwe ;) Nie chciałabym przeżywać więcej takiej sytuacji bo jednak wolę ten komfort gdy czuję się specjalistą w tym co mówię, ale czasem trzeba płynąć ;)

5. Plan wypowiedzi - wydawałoby się, że drobiazg, a jednak bardzo kluczowy aspekt. Plan wypowiedzi to cały szkielet tego co będziemy prezentować. Jak w szkolnych wypracowaniach; wstęp, rozwinięcie, zakończenie. W ramach tego słowa klucze na podstawie, których będziemy rozwijać swoją wypowiedź. Pozwoli to nam zapanować nad całością i nie pominąć żadnego aspektu.
Polecam też przećwiczyć sobie wypowiedź przed samym wystąpieniem, na głos, do lustra. Tak żeby usłyszeć samego siebie, to co mówimy, i zobaczyć też. Poćwiczyć gestykulację. Ja lubię mieć w ręce jakiś wskaźnik, np. długopis. Nie ma przynajmniej problemu co zrobić z dłońmi.


Hmmm, chyba na razie tyle. Jakie macie swoje metody? Oczywiście tylko nie lampka wina przed ;) ani nic mocniejszego tym bardziej ;)

Kasia