2019/08/29

LUBLIN NA WEEKEND. CO WARTO ZOBACZYĆ



Co prawda od naszej podróży do Lublina minęło już kilka tygodni i okres wakacyjny chyli się ku końcowi, niemniej myślę, że jest to miasto, które warto odwiedzić nie tylko w okresie letnim. Sami z naszej strony założyliśmy już sobie, że wrócimy w któryś z jesiennych weekendów. Bo warto. Bo chcielibyśmy zobaczyć co miasto ma do zaoferowania po sezonie, bo zrobiło na nas naprawdę dobre wrażenie. Co udało nam się zobaczyć przez dwa dni, a były to wyjątkowo intensywne dwa dni bo trafiliśmy dodatkowo na Carnaval Sztukmistrzów, i co z perspektywy turystów polecamy.


Jak wspomniałam wyżej, nasza podróż złożyła się w czasie z Carnaval Sztukmistrzów. I był to zupełny przypadek bo przyznam się wam, że wcześniej o tej imprezie niestety nie słyszałam. Jeżeli nie posiadacie wiedzy jak ja dotychczas, to spieszę poinformować, że Carnaval Sztukmistrzów to takie połączenie widowisk teatralnych i cyrkowych, a to wszystko rozgrywa się w przestrzeni miejskiej. Ot chodząc po ulicach, nad głowami powiewają wam na przykład porozciągane liny, a po nich spacerujący artyści. Nie da się ukryć, że robi to naprawdę piorunujące wrażenie. Dodatkowo w mieście odbywają się również przedstawienia plenerowe, a te po zmroku mają podwójny efekt. 
Poszukując informacji na temat tej imprezy spotkałam się z określeniem "bazar ze sztuką" i uważam, że jest ono rewelacyjne. To najlepszy bazar jaki dotychczas odwiedziłam. 



Kolejny Carnaval Sztukmistrzów odbędzie się 23-26.07.2020. Koniecznie zanotujcie sobie tę datę i zaplanujcie podróż do Lublina.


Początkowo myślałam, że to co zobaczyłam za dnia to była rewelacja. Nic bardziej mylnego. Po zmroku gdy dodatkowo rozbłysły iluminacje świetlne na budynkach, efekt był po stokroć większy. To trochę tak jakby człowiek trafił do jakiejś bajki, naprawdę, światło, muzyka, to robi magiczny klimat. Muszę napisać, że to jedna z lepszych imprez plenerowych, na których kiedykolwiek byłam.





Lublin zwiedzaliśmy bardzo turystycznie. Byliśmy w tym mieście pierwszy raz więc nasze ścieżki zapewne były dość oklepane, niemniej tym większy plus dla miasta, że tymi najbardziej oczywistymi punktami, potrafi zaskoczyć.
Naprawdę ogromne wrażenie zrobiło na mnie Stare Miasto. Tak totalnie inne od tego gdańskiego, które znam na co dzień. Zupełnie inny rodzaj zabudowy, zupełnie inne zdobienia na elewacjach. Wiecie, że w pewnych momentach miałam skojarzenia z portugalską Lizboną?

Co prawda widoczne jest, że potrzeba tam jeszcze wielu milionów aby dużą część kamienic doprowadzić do stanu używalności, ale to co już się zadziało jest niezwykle spójne i estetyczne. Poza tym sam efekt mieszania się nowego ze starym, robi spore wrażenie. Ogromnym zaskoczeniem były dla mnie kamienice datowane na XIV czy XV wiek.





Widzicie te obrazy w oknach, na zdjęciu poniżej? Zamiast pustych okien w niszczejącej kamienicy, wstawiono obrazy. W tak banalnie prosty sposób wprowadzono na ulicę sztukę, z przekazem dla masowego odbiorcy, a jednocześnie zadbano o zwiększenie estetyki miejsca. Genialne.


Zresztą ze sztuką na ulicach Lublina zetknęliśmy się jeszcze nie raz. Wiersze na chodnikach? Cytaty na ścianach? 


Niestety, nie zdawałam sobie sprawy jak bolesną historię ma to miasto. W przedwojennej Polsce, Stare Miasto w Lublinie było centrum handlu i przemysłu gdzie osiedlali się najbogatsi mieszkańcy, głównie pochodzenia żydowskiego. Stąd chociażby cebularz lubelski, który jest regionalnym przysmakiem, gdyż to cebula była głównym składnikiem kuchni żydowskiej.
Ale wraz z początkiem wojny Niemcy odcięli tę część miasta, a Żydów zaczęto przesiedlać. Z czasem postawiono mury, a w tym miejscy powstało Getto żydowskie...


Sztuka na ulicy czyli "Dom słów". Wiedziałam o jej istnieniu, chciałam odwiedzić, a ostatecznie trafiliśmy zupełnie przypadkiem bo okazało się, że nasze mieszkanie mieści się tuż obok.
"Dom słów" to instytucja artystyczno - edukacyjna. Niestety z racji na godziny otwarcia nie miałam okazji wejść do pomieszczeń, pozostało zapoznać się z tym co dostępne jest w podwórzu.


Wiecie, to jest takie trochę surrealistyczne doświadczenie kiedy zwiedzacie obce miasto i nagle trafiacie na jakieś zaniedbane wydawałoby się podwórko, a tam bajka... Słowa i obrazy z "Krainy Oz"; Dorotka, Blaszany Drwal czy Strach na wróble.
Scenografia podobno zmienia się raz w roku, a rok 2019 jest właśnie rokiem Krainy Oz. Całość przygotowali studenci Wydziału Artystycznego UMCS.




















W nawiązaniu do bolesnej historii miasta, o której wspomniałam powyżej.


Miejscem, które chciałam odwiedzić przy okazji tej wizyty było między innymi Centrum Spotkania Kultur. Wiele sobie obiecywałam po samej nazwie obiektu i muszę się wam przyznać, że byłam jednak trochę rozczarowana.


Zwiedzanie rozpoczęliśmy od najwyższego piętra i tym samym trafiliśmy na ogrody na dachu. Miejsce na pewno warte odwiedzenia bo wysokość zawsze robi wrażenie, ale spodziewałam się, że całość będzie... hmmm... większa? Myślę, że tak. Wyobrażałam sobie po prostu, że efekt będzie bardziej spektakularny.


Na pewno zaś mogę pochwalić architekturę, choć zdaję sobie sprawę, że ta ma swoich zwolenników i przeciwników. Ja akurat lubię szkło i beton więc w tych wnętrzach odnalazłam się bardzo dobrze.


Czego zaś się spodziewałam, a nie dostałam? Zakładałam, być może błędnie, że na terenie Centrum będzie więcej ogólnodostępnych wystaw z pogranicza różnych kultur. Spodziewałam się niejako spaceru po świecie, jego kulturze. Być może ten cel jest realizowany poprzez imprezy towarzyszące, a nie w formie wystaw stałych. Zabrakło mi również jakiejś ścieżki dydaktycznej wchodząc do obiektu, jakiegoś przewodnika. Być może stąd niedosyt bo wielu informacji nie byłam w stanie wyłapać.

Niemniej jak zawsze zachęcam do wizyty i wyrobienia sobie swojej własnej opinii.

My zaś po wizycie w CSK trafiliśmy do totalnie innego świata bo punktem na naszej mapie stało się Muzeum Wsi Lubelskiej. I to był strzał w dziesiątkę. 
Jadąc pierwszy raz w życiu na wschód kraju chciałam poznać choć trochę Lublin jako największe miasto regionu, ale i zależało mi żeby zobaczyć też jakąś malutką wioskę na wschodzie kraju, taką najbardziej charakterystyczną dla regionu. Niestety poszukiwania informacji gdzie warto by było pojechać spełzły na niczym, ale wiele osób, które były ze mną podczas tej podróży na Instagramie, podpowiedziało aby odwiedzić właśnie Muzeum Wsi Lubelskiej.
Przyznam się, że na początku byłam dość sceptycznie nastawiona. Chciałam zobaczyć miejsce, które istnieje, żyje, nie muzeum. Jak już pewnie zauważyliście, nie jest to mój sposób na zwiedzanie. Nie mając jednak innej alternatywy, postanowiliśmy spróbować.


I cóż, finalnie mogę napisać, że to jedno z lepszych muzeów w jakich byłam. Niesamowicie realistyczne, faktycznie jakbym nagle trafiła za miasto i gdyby nie odgłosy ulicy, które było słychać z oddali, można mieć wrażenie jakby człowiek cofnął się w czasie. Teren Muzeum jest ogromny i pozwala na swoisty spacer po zmieniającej się w czasie wsi regionu. Bardzo polecam to miejsce.


Wchodząc na teren obiektu okazało się, że nie musieliśmy nawet kupować biletu wstępu. Dlaczego? Ponieważ okazało się, że w sezonie letnim, jeden, losowo wybrany dzień w tygodniu, jest dniem wolnego wstępu. I tak zupełnym przypadkiem, my właśnie na niego trafiliśmy.











Lublin to również Zamek Królewski z pięknie ozdobioną freskami kaplicą Trójcy Świętej. To również możliwość spaceru podziemnym miastem. Tak, piwnice pod kamienicami są połączone siecią korytarzy i istnieje możliwość spaceru z przewodnikiem. To także Wieża Trynitarska z cudownym punktem widokowym na całe miasto czy ulica Krakowskie Przedmieście, która kiedyś była trasą łączącą Lublin z Krakowem. Dziś zaś to miejsce pełne restauracji, które tętni gwarem od rana do wieczora. Tam też znajdują się fontanny miejskie, uroczo podświetlane po zmroku.

Gdzie dobrze zjeść w Lublinie przeczytacie TUTAJ, a gdzie spać TUTAJ.