2014/02/20

THE BODY SHOP - ZACZYNAM OD JAGODY


Pierwsze masło do ciała The Body Shop zostało wypuszczone na rynek w 1992 roku czyli ponad 20 lat temu. Ja poznałam je dopiero w tym roku..., i ogromnie żałuję, że tak późno.

W ofercie jest ponad 20 zapachów, a ja chciałabym wszystkie je wypróbować ;) I nie tylko ja bo z tego co doczytałam co 2 sekundy sprzedaje się 1 masło, TBS do ciała oczywiście :) W sumie nie wiem dlaczego nigdy nie skorzystałam z oferty, tym bardziej, że w Gdańsku znajduje się sklep stacjonarny. Od jakiegoś czasu czytałam na Waszych blogach o tych produktach i rodziła się we mnie chęć spróbowania, później otrzymałam walentynkę od The Body Shop pod postacią żelu pod prysznic o zapachu jagody, no i się zaczęło... 

Żel pod prysznic - no przyznam się, poleciałam na zapach :) Nie mam dużych oczekiwań wobec tego rodzaju produktów. Ma przede wszystkim spełniać swoją podstawową funkcję czyli oczyszczać skórę jednocześnie jej nie wysuszając, a za to nawilżając, a przy tym pięknie pachnieć. Wszystko. Tylko tyle albo aż tyle.


I co? Blueberry nie mam nic do zarzucenia. Wszystkie te funkcje spełnia, jest dobrze :) Nie oszukujmy się, nie ma tu jakiegoś wowww, ale nie wiem co musiałby robić mi ten żel po prysznic żebym tak napisała. Jest bardzo dobrze i to jest najlepsza możliwa nota.


TBS promuje w chwili obecnej nową linię Blueberry, i tak do żelu pod prysznic, który był już w ofercie dołączyły nowe produkty; balsam, masełko, peeling, masełko do ust i gąbka kąpielowa. 

Ale wracając do mnie, jak już powąchałam i użyłam przedmiotowego żelu, to nagle okazało się, że do sklepu jest mi bardzo po drodze... Żeby być konsekwentną wzięłam Blueberry czyli masło jagodowe.


Masełko to zawiera w sobie olejek z nasion jagód, masło shea i masło kakaowe. Jedno ma zapobiegać utracie wilgoci poprzez tworzenie bariery ochronnej, drugie zmiękczać i wygładzać skórę.
Rany jak ono pachnie! Pamiętam jak kiedyś miałam jakiś żel, który pachniał mi tak owocowo, że nawet go spróbowałam... zmysłem smaku jakby ktoś miał wątpliwości ;)


Masełko ma zbitą konsystencję. Nie wiem dlaczego, ale wyobrażałam sobie, że będzie bardziej luźne, to chyba przez brak doświadczenia z tego typu produktami i zboczeniem z tytułu użytkowania balsamów. Już wiem, że konsystencja bardzo mi odpowiada, podczas smarowania skóry ładnie się prowadzi i wchłania w skórę, nie pozostawia żadnych smug. Jest na tyle elastyczne, że można się nim chwilę pomiziać, w przeciwieństwie do arganowego masełka, które kupiłam niedawno w TK Maxx, tam jeden raz pociągnę dłonią i już nie mam czym smarować, wchłania się bardzo szybko, za szybko, ale o nim innym razem. Tutaj zaś zostaje cieniutki filtr na skórze, a  sama skóra nie jest tłusta, ale przyjemnie nawilżona. Do tego cały czas ślicznie pachnie. 
W linii dostępne są jeszcze:
jagodowe masło do ust - które ma sprawiać, że usta stają się nawilżone i słodko pachnące. Nie wiem czy promocja jest jeszcze aktualna, ale jak ja dokonywałam zakupu to masełko to otrzymywało się gratis przy zakupie masła do ciała.


Nie jestem wielką fanką masełek do ust z tego prostego powodu, że wolę stosować na usta kolorowe pomadki i błyszczyki, produkty ochronne nakładam jedynie przed snem, i to o ile nie zapomnę... Spróbowałam jednak i nie mogę mu odmówić zapachu, bo mając masełko na ustach cały czas go czujemy. Uwielbiam zapachy owocowo - kwiatowe więc akurat zapach jagody odpowiada mi niesamowicie. Sam produkt jest leciutki, na usta nakładamy cienką warstwę, która rozprowadza się błyskawicznie. Nic się nie klei, nie ma uczucia obciążenia na ustach. Masełko nakładam jak wspomniałam przed snem, rano usta są pełne i miękkie. Jeżeli tylko wytrwam w regularności to mam zamiar wprowadzić je do wieczornej pielęgnacji na stałe.
peeling jagodowy - o delikatnie złuszczającej formule, który ma za zadanie pozostawić skórę gładką o delikatnym zapachu świeżo zerwanych jagód.
Peelingu nie kupiłam jako pełnowymiarowego produktu, ale dzięki uprzejmości obsługi w sklepie zrobiono mi próbkę. A właściwie kilka próbek bo skoro już zaczynam przygodę to warto sprawdzić różne :)


Musicie przyznać po tym zdjęciu, że ten peeling wygląda jak mus jagodowy. Nic tylko zjeść :))) No ale nie o aspektach smakowych miało być, a przynajmniej nie powinno ;) Na początku zmartwiłam się, że peeling jest za lekki, a ziarenka zbyt drobne, miałam obawy, że nie poradzi sobie z tarciem. Nic bardziej mylnego, drobinki owszem są drobne, ale drapią bardzo dobrze. Starły co miały zetrzeć i zostawiły skórę lekko napiętą i wygładzoną. Oczywiście nie jest to produkt z tych silnie ścierających, nie taka jego funkcja, ale w zakresie delikatnego złuszczania sprawdza się super. No i ten... tak, tak, zapach!
Pojemniczek testowy, który mam/miałam, ma 5 ml, wystarczył mi na dwa użycia.

Balsam jagodowy - o lekkiej konsystencji, nawilżający i zapewniający gładką skórę.
Na balsam tym razem się nie zdecydowałam. Zdecydowanie ciągnie mnie ku formule masełek i to nimi jestem oczarowana na tyle, że chcę więcej i więcej.

Ach, no i gąbeczka w kształcie jagody, która ma delikatnie złuszczyć skórę. Tutaj nie oszukujmy się, to jest gadżet, fajnie go mieć bo dlaczego nie, gąbeczka kosztuje 19.90 zł, ale nie jest ona dla mnie obiektem pożądania. Zresztą każdy z nas ma zapewne swoje ulubione.

Jak będziecie miały okazję polecam wywąchać jagodę. Zapach to kwestia indywidualna, ale jak już ten Wam podpasuje to z pewnością będziecie zadowolone.
Stety lub niestety dla portfela ta wizyta nie skończyła się tylko na powyższych produktach. Wyprzedaż była... 


3 kremy do rąk w zestawie, kosztowały jakoś 30 parę złotych. Z tego co widziałam jeden kosztuje 25 zł więc nie sposób było się nie skusić ;) W tym przypadku to nie zapach gra pierwsze skrzypce. Moje dłonie w zimie doprowadziłam do tak fatalnego stanu, że wstyd. Środkowy krem jeszcze w sklepie jako pierwszy wpadł mi w ręce, posmarowałam i było to słynne wowwww, natychmiastowe nawilżenie co rzuciło mi się w oczy zwłaszcza na skórkach przy paznokciach. Zapach mnie niestety trochę drażni, ale jakoś to przeboleję skoro działa. Z dwoma pozostałymi za to mój nos już nie ma tego typu problemów.


I w ten oto sposób wpadłam w kolejną markę. Oficjalnie ogłaszam, że zostałam fanką The Body Shop :) ależ jakie przyjemne to uzależnienie :)

Które zapachy, produkty brać jako następne?

Kasia