I stało się. 2015 odszedł do historii. Jaki był? Pierwsze określenie, które przychodzi mi do głowy to - różnorodny. Działo się dużo, i dobrego i złego niestety. Jak bardzo dużo uświadomiłam sobie chyba dopiero przygotowując zdjęcia na rzecz tego wpisu, nie spodziewałam się, że aż tyle tego było. To czas bardzo wielu podróży, zarówno tych prywatnych jak i służbowych. Czas wyzwań zawodowych, a później zmian. Czas bywania, testowania nowych lokali, poznawania nowych smaków. Czas kiedy prawie fruwałam nad ziemią, ale i kiedy wyłam w poduszkę pytając dlaczego mnie to spotyka. To wszystko już było. Powspominajmy więc.
STYCZEŃ
Styczeń zaczął się nadmorsko i na bogato. Rany, jakie ja wtedy miałam długie włosy, a jakie jasne. Dziś wyglądam zupełnie inaczej, a przecież to raptem rok czasu. Styczeń zaczął się też wzmożonym rozpieszczaniem siebie i tak było już przez cały rok. pewnych zabiegów nie będę sobie odmawiać, i potrzebuję ich i bardzo lubię. Coś mi się należy. Chanel też była ze mną cały rok i nic nie wskazuje aby cokolwiek miało się zmienić. No i rok pod znakiem kotów to oczywiście był :)
W 2015 nie zmieniło się też nic jeśli chodzi o moje zamiłowanie do gotowania. Nie zmieniło się nic czyli nie istnieje. Jadałam, jadam i nadal będę jadać dużo na mieście. Kuchnia to jednak nie jest miejsce, w którym czułabym się jakoś specjalnie dobrze. Natomiast na pewno 2015 był kolejnym rokiem na diecie wegetariańskiej i rokiem kiedy zdecydowałam się, że będę dążyć do przejścia na dietę wegańską. Mały sukces, który odnotowałam to odstawienie jajek jako produktu, nie jem jajek na twardo, miękko czy jajecznicy. Niestety jeszcze występują jako półprodukty w daniach, które jem, ale z czasem i to wyeliminujemy.
LUTY
Moje miasto to Trójmiasto, a mój Gdańsk bardzo, bardzo lubię i nie raz o tym wspominałam. W 2015 zmaksymalizowaliśmy wykorzystanie potencjału naszego miasta i zainwestowaliśmy w mieszkania na wynajem, także jakby ktoś szukał noclegu w ścisłym centrum Starego Miasta to zapraszam do kontaktu.
A że zmiana jest naturalną koleją rzeczy zmieniać zaczęły się moje preferencje jeśli chodzi o włosy i te zaczęły stopniowo skracać swą długość. Natomiast wieczorów z winem i komputerem nie porzuciłam i nadal je celebruję z radością.
MARZEC
Koty. No tak, nie mogło ich zabraknąć. Stan posiadania sztuk trzy. Maja, Bunio, Misia. No i knajpki oczywiście, jak zwykle, że tak powiem. No i po co ja mam się uczyć gotować jak inni już teraz takie cuda robią, tylko korzystać.
KWIECIEŃ
W kwietniu pogoda bywała łaskawa, aż miło było chodzić do pracy :) Albo rezydować choć przez chwilę w takich okolicznościach przyrody jak Kozi Gród, pod Gdańskiem, w Pomlewie. Wtedy też zmieniliśmy samochód i przesiedliśmy się na japończyka. Misi to oczywiście nie zrobiło różnicy ;) Zakupy też cały czas były, ale powoli, powoli coraz mniej. Do końca roku zdążyło się trochę w tym zakresie pozmieniać, ale to może innym razem.
MAJ
Maj to wizyta w Rudzie Śląskiej, to pyszne jedzenie, to kwiaty, to pierwsze truskawki, to błękit nieba i czas spędzany na powietrzu. Uwielbiam ten miesiąc i widzę, że ilość zdjęć, którą wtedy zgromadziłam tylko to potwierdza. Znów był Kozi Gród, była Gdynia, był Sopot, były imprezy na stadionie. Cały czas też przewijały się jakieś drobiazgi kosmetyczne, a i jeśli chodzi o kosmetykę znalazłam swoje miejsce, któremu byłam już wierna do końca roku i nie planuję nic zmieniać w tym zakresie, czyli Salon Alicja w gdańskim Garnizonie. Moje miejsce.
CZERWIEC
Miesiąc bez kotów nie istnieje. A Bunio zyskał tytuł najczęściej fotografowanego kota, chyba dlatego, że buraska po prostu najlepiej korzystnie pokazać, czarny kot wymaga jednak odpowiedniego światła.
Czerwiec to też pobyt w cudownym Pałacu Ciekocinko. Bardzo, bardzo polecam to miejsce. Warte każdej wydanej złotówki. Od wnętrz, przez otoczenie, obsługę, klimat, coś cudownego.
A raptem kilka minut dalej cudowna plaża w Stilo. I latarnia morska jak ktoś lubi widok z wysokości.Polecam rozważyć to miejsce na wiosenne czy letnie wypady.
Czerwiec to też wizyta we Wrocławiu i ponownie dobry czas w Kozim grodzie.
No i kwiaty. Tak kolorowo się robi w okół. I sezon na Frappuccino otwarty, to już też czas kiedy można posiedzieć na balkonie. No i truskawki!
2015 to rok kiedy miałam okazję spędzić kilka dni w Wiedniu, a więc do mojej listy państw mogę dorzucić Austrię. To właśnie tam spędziłam jeden z najbardziej bajkowych wieczorów w moim życiu, a na bal jechałam najprawdziwsza bryczką.
LIPIEC
Lato, Gdańsk moje miasto, kwiaty, koncert Lennego, lemoniady, Riskowe zakupy. Te wakacyjne miesiące mają zupełnie inny klimat. I mimo, że nie miałam urlopu w tym czasie to i tak wspominam go bardzo fajnie.
W 2015 do list odwiedzonych miejsc dołączyła jeszcze Belgia z jej stolicą Brukselą oraz niesamowicie klimatyczne miejsce jak Młyn Klekotki - polecam bardzo na jakiś relaksujący weekend. I koniecznie wizyta w spa.
SIERPIEŃ
W sierpniu były zakup, jadłam lody, biegałam po mieście, a w weekendy na plażę. Albo i wieczorami. A włosy nadal coraz krótsze i nagle ciemniejsze. Miłości do marki Risk made in Warsaw ciąg dalszy, paczki przychodziły i przychodziły.
Był też Jarmark Dominikański i spacery po mojej ulubionej cześci czyli pchlim targu. Był też weekendowy wypad do Szczecina i koncert Esk-i.
WRZESIEŃ
Wrzesień może już chłodniejszy, ale pogoda nadal przyjemna. Nadal było przesiadywanie w knajpkach, wypady na plażę, był sezon na owoce i materialne przyjemności jak Apple Watch - no cóż, każdy ma jakiegoś bzika.
We wrześniu był też Kraków, Wrocław i tydzień na Cyprze. Tym samym kolejne nowe państwo trafiło na moją podróżniczą listę. Czyli w tym momencie, w 2015 miałam trzy nowe odhaczone.
PAŹDZIERNIK
A jak zaczęło się robić chłodniej to i przyszło garderobę wymienić i kolor na paznokciach już mniej wakacyjny. Trampki musiały być już wyższe i więcej czasu w kinie zaczęło się spędzać, a nie na powietrzu. A, a włosy nagle zaczęły jaśnieć, taki kaprys.
Była wizyta w Gorzowie u rodziców, i jeszcze kilka spacerów po Gdańsku gdy pogoda zaskoczyła. Ale jesiennie zaczęło się robić, a i kryzysy były...
Październik to też Berlin. Deszczowy, jesienny, ale dumny i warty każdej wizyty.
I jeszcze stolica i okolice. Wizyta w restauracji Platter by Karol Okrasa - obsługa, jedna z najlepszych z jaką gdziekolwiek miałam styczność, i trochę kultury było.
LISTOPAD
Jest jesień. Są liście, kozaki, są płaszcze i szale. Znów kino, rozgrzewająca zupa, grzańce i świąteczne kubki w Starbucks.
Są jesienne koncerty, tym razem Grzech Piotrowski, jest plaża jesienna, ciepła kawa. Są i sałatki co by nie zapuścić sadełka na zimę i wiosną nie żałować.
Jest wizyta w hotelu Kiston w Kistowie i jest Wrocław już zimowy z najpiękniejszym jarmarkiem świątecznym. Stety niestety, piękniejszym nawet niż ten gdański. Stać mnie jeszcze na obiektywizm ;)
GRUDZIEŃ
A jak wjechała cieżarówka Coca - Coli to grudzień już mieliśmy na całego.
Dzięki 2015, za każdą dobrą i złą chwilę. Za każdą lekcję, którą mi dałeś.
2016 - jestem…
Kasia