2016/09/19

WRZEŚNIOWY HAUL ZAKUPOWY

Lush

Najwyższa pora aby zaprezentować Wam co zakupiłam od czasu mojego ostatniego wpisu dot. nowości. Tych, którzy nie mieli okazji przeczytać ostatniego posta na ten temat, zapraszam TUTAJ. Tymczasem dziś pokażę Wam zarówno kosmetyki jak i odzież, a nawet pewien meblo - dodatek do domu. Będę pamiątki z podróży, prezenty i wyprzedażowe łupy. Zapraszam.



Lush don't look at me

Produkty Lush są właśnie taka pamiątką z podróży. Z racji niedostępności marki w Polsce bardzo często przywożę sobie je z różnego rodzaju wojaży. Nie jest tutaj przeszkodą bagaż podręczny bo pilnuję aby nie przekroczyć pojemności 100 ml (bo takie są ograniczenia dla bagażu podręcznego właśnie).
 
I tak z Włoch przyleciała ze mną maska marki Lush o wdzięcznej nazwie Don't look at me. Maska posiada nietypowy niebieski kolor i należy do tych świeżych produktów, które należy przechowywać w lodówce. Jest banalnie prosta w użyciu. Należy nałożyć ją na twarz na około 10-15 minut, a następnie spłukać. Delikatnie pilinguje, nawilża i zmiękcza skórę twarzy. Efekt jest faktycznie zauważalny bo skóra staje się bardziej świeża i rozjaśniona. Bardzo lubię i bardzo polecam.

Lush shinnig lazzaro

Zakupiłam też dwa produkty do włosów. Bo z włosami to ja mam ostatnio problem i nie mogę znaleźć szamponu i odżywki, które by im służyły.
Balsam Lush Shining, który ma zapewnić im połysk bez jednoczesnego efektu przetłuszczania. Nie ukrywam, ze bardzo na niego liczę bo przy tego typu produktach nawet jak służą mi na samym początku, to prędzej czy później jednak zaczynają włosy przetłuszczać. Nie miałam jeszcze okazji użyć więc na razie się nie wypowiem, ale z pewnością wrócę z jego recenzją.
Oraz drugi produkt czyli szampon marki Lush Lazzaro kupiony z założeniem przywrócenia moim włosom życia. On również jeszcze czeka na swoją kolej.

Yope

O nowościach marki Yope pisałam Wam TUTAJ. Stworzyłam dedykowany wpis dotyczący tych zakupów bo produkty zrobiły na mnie tak duże wrażenie, że uważam, iż warto puścić informację dalej. Tych, którzy nie mieli okazji zapoznać się z tym wpisem odsyłam pod powyższy link, a ja tylko wspomnę, że mydło o zapachu figi to mój absolutny faworyt.
Zakupów dokonałam w sklepie Hani, o TUTAJ, który z tego miejsca raz jeszcze bardzo polecam. Hania nie dość, że sprzedaje dobre produkty, w dobrych cenach, to jeszcze pięknie je pakuje. Musicie to sami zobaczyć.

Garnier Ultra Doux

Wspomniałam już wyżej, że ostatnio mam spory problem z dobraniem sobie odpowiednich produktów do włosów. Chwilę wcześniej używałam szamponu Garnier Fructis, bardzo lubię go za zapach, za lekkość, ale niestety. Przetłuszcza mi włosy do tego stopnia, że na drugi dzień nie nadają się do użytku. Zostałam przy marce, ale tym razem zdecydowałam się na serię Ultra Doux. Ten owszem, nie przetłuszcza, ale włosy są zupełnie bez wyrazu i strasznie oklapnięte. Miłości z tego również nie będzie.
Oba wspaniałomyślnie przekażę w użytkowanie Pawłowi :) też tak macie, że oddajecie swoim partnerom produkty, które Wam nie służą? Oczywiście te, które ma do czego używać ;)

krem do rąk z Uzdrowiska Lądek Zdrój

Odżywczo wygładzający krem do rąk z Uzdrowiska Lądek Zdrój to prezent, który otrzymałam.  Krem przeznaczony jest do skóry wymagającej intensywnej pielęgnacji. Regularnie stosowany doskonale odżywia, nawilża, daje poczucie zregenrowanej skóry, zmniejsza uczucie przesuszenia. W składzie ma m.in. wodę siarczkową, olej rycynowy, roślinne komórki macierzyste z pomarańczy. Jak dłużej poużywam dam Wam na pewno znać jak wrażenia. Bardzo w niego wierzę.

Pasty Blanx

Pasty Blanx chwaliłam wielokrotnie. To pierwsza pasta, która faktycznie wybiela mi szkliwo i chroni je przed przebarwieniem. Bardzo sobie chwalę i używam regularnie. Nie wiem nawet, które to już moje opakowanie.

Essie

Po tym jak chwilowo zrezygnowałam z hybrydy, musiałam na nowo zakupić jakieś lakiery do paznokci bo wszystko co miałam zdążyłam w międzyczasie puścić w świat. Wybór padł na stary, sprawdzony Essie. I nie zawiodłam się.
Splash grenadine to dla mnie idealny kolor na jesień, połączenie zgaszonego różu z domieszką fioletu. Natomiast tego fioletu absolutnie się nie bójcie, tu jest więcej zgaszonego różu, który cudownie komponuje się z jesiennymi kolorami.
Czerwień to czerwień, klasyk. Tym razem Forever yummy. Piękna, rasowa czerwień właśnie.

Semilac

Skusiłam się też w międzyczasie na lakiery Semilac, których ostatnio sporo w sieci. Do trzech wybranych przeze mnie kolorów dobrałam od razu wysuszacz. Bardzo sobie chwalę ten marki Seche Vite, ale tu stwierdziłam, że dobiorę od razu produkt tej samej marki co lakier aby zapewnić sobie lepszy efekt.
 
Moje kolory to 082 luminous cyclamen, 076 black coffe oraz 027 intense red.

Semilac 082 luminous cyclamen

082 luminous cyclamen

Semilac 076 black coffe

076 black coffe

Semilac 027 intense red

027 intense red

Do tej pory spróbowałam jedynie 076 czyli black coffe. Niestety nie zrobił na mnie takiego wrażenia jak się spodziewałam. Przy okazji ostatniego wpisu, w którym wspomniałam o tych lakierach, o TUTAJ, w komentarzach wypowiedział się konsultant marki Semilac. Muszę Wam powiedzieć, że zrobili na mnie tym ruchem duże wrażenie, to się chwali, że marka śledzi wpisy na swój temat w sieci i merytorycznie je komentuje. Nie ukrywam, że spróbuję zastosować się do wskazówek i zobaczymy jaki będzie efekt. Z pewnością dam Wam znać.

Sally Hansen - Insta Dri top coat

W międzyczasie zakupiłam też wysuszacz Sally Hansen - Insta Dri top coat. Bardzo dobry produkt, ale dla mnie jednak faworytem pozostanie Seche Vite.

Maskara Chanel Inimitable

Maskara Chanel Inimitable w wersji waterproof to mój klasyk, o którym wspominałam już tutaj nie raz. Kolejne opakowanie.
Cudowny, naturalny, nieprzerysowany efekt. Prawdziwa wodoodporność.

Tonik - mgiełkę nawilżającą marki Resibo

Tonik - mgiełkę nawilżającą marki Resibo kupiłam stacjonarnie w gdańskiej Sztuce Wyboru. Skusiła mnie ostatnia obecność marki w sieci. Gdzie nie zajrzałam spotykałam się właśnie z marką Resibo więc uznałam, że spróbuję jakiegoś produktu żeby zobaczyć o co z tym chodzi. Tak wybór właśnie padł na ten tonik, który z założenie odświeża skórę. I faktycznie ten efekt zapewnia. Używam wieczorem przed snem, dla odświeżenia po całym dniu.

obuwie marki Visconi.

Lato powoli się kończy więc przyszła pora na pierwsze jesienne zakupy. W tym roku robię je z listą w ręce. To znaczy zrobiłam  przegląd szafy i sprawdziłam czego będę potrzebować na sezon jesień - zima 2016. Na pewno nie muszę kupować żadnego płaszcza bo ten sprzed prawie dwóch sezonów cały czas sprawdza się idealnie. Odpadają też wszelkie narzutki i nakrycia wierzchnie bo te z zeszłego sezonu również cały czas dobrze leżą. Nie będzie kozaków bo zeszłoroczne też nadal są w bardzo dobrym stanie.
Na liście jednak znalazły się m.in pantofle na jesień. Szukałam czegoś w klasycznej czerni i dodatkowo jakaś czerwień czy bordo. Muszę Wam powiedzieć, że zakup butów to dla mnie wyzwanie. Mam szeroką stopę z wysokim podbiciem, do tego uwielbiam buty na obcasie, ale nie mogę mieć cienkiej szpilki bo sporo poruszam się pieszo. Obcas musi być szerszy, ale znów nie klockowaty. Zrozum kobietę ;) Nie może też być powleczony skórą jak teraz ma większość butów bo ja tą skórę zadrę za najbliższym rogiem. Naprawdę nie wiem jak to robię, ale wszelkie obcasy, które nie są z tworzywa, a mają powleczenie po prostu zadzieram. Jak ostrożnie bym się nie starałam chodzić to i tak...

W jednym ze sklepów w gdańskiej galerii handlowej trafiłam na obuwie marki Visconi. Zwężany przód, który wydłuży mi nogę, a wierzcie mi, że przy moich 162 cm to dość istotne i obcas, który pozwala na swobodne przemieszczanie się pieszo, a jednocześnie cały czas wygląda zgrabnie. To jest to. Jestem bardzo zadowolona z tego zakupu. Kosztowały 269 zł.

obuwie marki Sala

A że miało być jeszcze coś w bordo lub czerwieni, to w tym samym sklepie (Filippo - TUTAJ LINK, do sklepu internetowego) upatrzyłam sobie bardzo podobny model marki Sala w pięknym bordowym kolorze. Stacjonarnie mojego rozmiaru już nie było, ale zaryzykowałam zakup on-line. Przy okazji polecam przed zakupem poszukać w sieci kodu zniżkowego. Wysyłka była bezpłatna, dodatkowo znalazłam właśnie kod zniżkowy więc ten zakup wyszedł mi taniej niż jakbym kupiła je stacjonarnie. Kosztowały dokładnie 242,10 zl.
 
Także zakup obuwia zakończony sukcesem.

Massimo Dutti

Na liście miałam również czarną, klasyczną marynarkę. Taką znalazłam w sklepie Massimo Dutti. Żałuję, że nie potrafię robić ładnych zdjęć ubrań bo w rzeczywistości prezentuje się ona o niebo lepiej niż na moich zdjęciach. Marynarki Massimo nie są może najtańsze, ta kosztowała 479 zł, ale w mojej ocenie warte swojej ceny. Mam jeszcze dwie inne, które eksploatuję już dobrze około 2 lat i nadal wyglądają bez zarzutu.

Massimo Dutti

W międzyczasie udało mi się również zakupić kilka bazowych rzeczy na wyprzedaży, które mimo, że z kolekcji wiosna - lato 2016, będą nadawały się również na sezon jesień - zima 2016.
 
I tak do mojej szafy trafił pudrowo różowy sweterek marki Hugo Boss. Kolejny raz ubolewam nad jakością zdjęć bo jest po prostu piękny, a nie udało mi się tego niestety oddać w pełni. Kosztował jakoś trochę ponad 400 zł i wykonany jest ze 100% czystej wełny.

sweterek marki Hugo Boss

Dołem jest lekko rozkloszowany co powoduje, że idealnie układa się na biodrach. jednocześnie nie ma nic wspólnego z krojem baskinki, który byłby dla mnie wyjątkowo niekorzystny.
Zapinany jest zaś na urocze haftki w kolorze złota.
 
W tym miejscu polecam wyprzedażowe łowy w sklepach marki Peek&Cloppenburg bo można tam znaleźć dobre marki, w dobrych cenach.

sweterek marki Hugo Boss

Skusiłam się też na białą bluzkę koszulową również marki Hugo Boss. Urzekł mnie ten zebrany materiał bo powoduje, że mimo, iż to wydawałoby się po prostu biała bluzka, to jednak wygląda bardzo oryginalnie.
No i można spokojnie jeść bo kryje brzuszek :)
Nie pamiętam dokładnie ile kosztowała, ale wydaje mi się, że również jakoś koło 400 zł.

biała bluzka koszulowa Hugo Boss


biała bluzka koszulowa Hugo Boss

Przy tych samych zakupach dokupiłam również klasyczne, materiałowe spodnie również marki Hugo Boss. Te akurat kosztowały 190 zł więc uznałam, że to bardzo dobra okazja, tym bardziej, że leżały idealnie i nie trzeba ich było ani zwężać, ani skracać.
Wybaczcie jednak brak zdjęcia, ale obfotografowanie spodni zupełnie przerosło moje możliwości.
 
Na jesiennej wish list miałam jeszcze wełnianą sukienkę, jesienną spódnicę, jakąś bluzkę w kolorze śliwki lub brązu i coś czerwonego. I tak zgodnie z założeniami nabyłam drogą kupna:
 
- czerwoną bluzkę Must have marki Risk Made In Warsaw
- czerwoną koszulę Jolkę marki Risk Made In Warsaw
 
Ubrania marki nie raz przewijały się na moim Instagramie czy Snapie - kto mnie tam jeszcze nie śledzi zapraszam, na obu serwisach konto to "piekniejestzyc". A czerwone nowości urzekły mnie niesamowicie. W realu ta czerwień okazała się jeszcze piękniejsza niż na zdjęciach na stronie Riska. Jest piękna, nasycona, kobieca. Uwielbiam!
 
Już kiedyś pisałam, że bardzo lubię sklepy multibrandowe bo w jednym miejscu mam dostępne produkty wielu marek. I tak jak chwalę sobie wspomniany wyżej sklep marki Peek&Cloppenburg, tak równie mocno lubię Van Graaf.
 
Tam właśnie zakupiłam beżową spódnicę i śliwkową, klasyczną bluzeczkę. Same w sobie stanowią już idealny zestaw na jesień, a ponadto mam je z czym łączyć. Przyjęłam sobie teraz zasadę przy zakupie odzieży, że przed zakupem czegokolwiek zastanawiam się czy jestem w stanie połączyć daną rzecz z minimum trzema innymi. Jeśli tak, biorę. Jeśli nie, oczywiście nie bo skończy się to tym, że dana rzecz i tak będzie leżała sobie nieużywana.
 
Oczywiście nie ma to zastosowania do ubrań, które nosimy samodzielnie. Na przykład sukienek. A sukienka właśnie też została przeze mnie zakupiona. Zdecydowałam się na butelkowo zieloną, wełnianą ze sklepu Massimo Dutti. To krój oversize. który spokojnie można również zebrać paskiem więc będzie ją można nosić już przynajmniej na dwa sposoby. Widzę ją już w zestawieniu z botkami i czarnymi kryjącymi rajstopami.
 
Risk Made In Warsaw, Van Graaf, Massimo Dutti

Ale żeby nie było, że tak wszystko tylko dla siebie to w ostatnim czasie skorzystały też moje futra. Poprzedni drapak po jakiś 4-5 latach wyglądał już nie najlepiej więc przyszedł czas na nowy. Zdecydowałam się na dokładnie ten sam model, który mieliśmy poprzednio tylko zmieniłam kolor beżowy na czarny.
Bardzo go sobie chwalę bo jest trwały - wytrzymał przecież prawie 5 lat. Pierwsze trzy przy dwóch kotach i kolejne już przy trzech. Do tego u góry posiada legowisko, a że jest ustawiony w rogu z widokiem na cały pokój, jest świetnym punktem obserwacyjnym dla Bunia.
Niemniej oczywiście przegrywa z kartonem. Tak, tak. Gdy kilka dni temu przyniosłam do domu karton bo pakowałam rzeczy to właśnie ten karton cieszył się taką popularnością, że Maja i Bunio stoczyli walkę o to, kto ma na nim leżeć :)

drapak Diogenes

Znacie coś, macie? Co myślicie o produktach, na które się zdecydowałam?